CANA
Gdyby mnie teraz
widział, parsknąłby śmiechem.
Cztery kroki i była już
dziesięć metrów dalej. Wiatr łaskotał jej twarz a długie, rude włosy w biegu
przypominały pelerynę. Dziesięciocentymetrowym sztyletem przecinała gałęzie,
które zagradzały jej drogę.
Słońce powoli zachodziło.
Musiała biec jeszcze szybciej; nie czuła stóóp, a na łydkach miała już czerwone
paski od cienkich gałęzi, które chłostały ją przy każdym kroku. W oddali
słychać było wycie wilka, odgłosy leśnych ptaków i szarżujące zwierzęta. Las
zaczynał żyć swoim życiem.
Parsknąłby śmiechem, a
potem by mnie zabił.
Ta wizja wydawała jej
się aż za bardzo prawdopodobna, co było kolejnym punktem do listy jej
motywacji. W Jaahrehall musiała się zjawić jak najszybciej, co do tego nie
miała wątpliwości.
Po kolejnych kilku
minutach biegu znalazła się już na tak zwanych “przedmieściach”. Był to
półkolisty, szeroki plac, który okalał przednią część zamku Jaahrehall (Tylna
zaś była otoczona Gajem, który kończył się wysokim na pięć metrów, zdobionym
murem. Za nim był już tylko las, który przez miejscowych nazywany był Lasem
Conchorowym, czyli lasem wilczych życzeń). Nie zwalniając tempa wymijała
kupców, którzy zabierali swój towar z racji późnej pory i elfy idące na
popularne, odbywające się co wieczór uczty ku chwale Natta, boga nocy, które
były pretekstem do pijańskiej, całonocnej zabawy.
Zobaczy mnie i skręci
mi kark.
To wydawało jej się tak
prawdopodobne, że aż namacalne. Z ich dwójki to ona była psem do bicia i
chłopcem na posyłki. Jeśli coś szło nie tak to ona narażała się dla niego,
nigdy odwrotnie, mimo że był od niej trzy razy starszy, silniejszy i bardziej
doświadczony. Nie darzył ją żadnym pozytywnym uczuciem. Na początku
podejrzewała, że elf po prostu jej nienawidzi z niewiadomego powodu, ale gdy
poznała go bliżej zrozumiała, że jest on po prostu zbyt zimny i zgorzkniały,
żeby stworzyć z kimkolwiek więź. Postanowiła do tego przywyknąć, w końcu nie
miała wyboru. Nie łączyło ich nic prócz sypialni, a raczej małej komórki
przyłączonej do zamku w której oboje mieszkali, i profesji, ale jednak to nadal
było za dużo i chcąc czy nie chcąc była na niego skazana.
Tak jak się domyślała
czekał na nią pod drewnianymi drzwiami do ich “domu”. Wbrew wszystkim jej
domysłom, nic nie powiedział. Miał ten sam kamienny wyraz twarzy co zawsze, tak
samo jak zwykle popatrzył na nią z pogardą w oczach, ale nie odezwał się ani
słowem.
-Ibor, ja przepraszam,
wiem, że powinnam być wcześniej, ale… - mężczyzna nie dał jej dokończyć. Złapał
ją za ramię i wepchnął do sieni.
-Ktoś do ciebie. -
Powiedział swoim ochrypłym, twardym głosem i zamknął za nią drzwi.
-Co? Znaczy… Ojcze. Nie
spodziewałam się ciebie tutaj. - Wysapała dziewczyna speszona obecnością ojca.
-Wiem. Przecież nie
zapowiadałem przybycia, jak mogłabyś się mnie spodziewać, głupia? - Powiedział
tonem pełnym pogardy nawet na nią nie patrząc.
To była jedna z niewielu
kwestii, w których zgadzała się z Iborem. Oboje mieli powyżej uszu jej ojca,
Connora Rhodana, rudowłosego szlachcica zwanego Małym Królem i jego paranoiczną
chęć dojścia do władzy. Z każdym dniem był coraz bardziej przekonany, że tron
Jaahrehall należy się jemu. Jego jedynym argumentem był fakt, że jego prababka
niemal sto lat wcześniej została królową (Zawsze pomijał przy tym fakt, że
zginęła rozszarpana przez kozły dwa tygodnie później, przez co we wszystkich
balladach czy anegdotkach jest wyśmiewana i traktowana ironicznie a jej imię
zmieniło znaczenie z “perła” na “nieudolna”).
Gdy kilkanaście lat temu w królestwie panował zamęt spowodowany Zimną
Wojną, Connor próbował złapać byka za rogi. Stwierdził, że to on po tym
wszystkim co się stało przywróci ład w Jaahrehall i mianował się królem, każąc
tytułować swoją osobę Connor Wielki Założyciel, Władca Jaahrehall i Wszystkich
Mu Bliskich, Mąż i Ojciec, Bóg Urodzaju, co oczywiście skończyło się wielkim
wybuchem śmiechu w całym królestwie. Za obrazę majestatu i kpinę Connor Rhodan
został wygnany wraz z brzemienną żoną i dwójką dzieci.
Canie wydawało się, że to
ona ucierpiała na tym najbardziej. Ojciec opętany rządzą władzy wysłał ją na
zamek już kiedy miała dziesięć lat. Była prezentem, formą przekupstwa; Connor
powiedział królowi, że wraz z przeprosinami i prośbą o wybaczenie daje
królestwu swoją córkę. Zaznaczył, że teraz jest ona na usługi króla. Nie była
niczym innym tylko niewolnicą.
Wyznaczono ją do opiekowania się siedmioletnim wówczas synem poprzedniego,
zmarłego króla. Trzy lata nauki i znalazła się u boku Ibora, chroniąc i
obserwując niedojrzałego nastolatka przełykając w tym samym czasie chore
ambicje, które zaszczepił w niej jej ojciec.
-Masz jakąś sprawę? -
Spytała Cana najbardziej bezwzględnym tonem na jaki było ją stać. Jej ojciec
jednak wydawał się to ignorować.
-Chcę żebyś się w końcu
pośpieszyła.
-Pośpieszyła… z czym?
-Pamiętaj, że po coś tu
jesteś. . - Mówiąc to spojrzał na nią swoimi ciemnymi oczami. Od lat nie
widziała tam ojcowskiej miłości, jedynie pogardę i sarkazm.
Dobrze wiedziała o co
chodzi. Byłaby głupia, jeśli myślałaby, że siedem lat temu Connorowi Rhodanowi
naprawdę chodziło o przebaczenie i zadośćuczynienie. Dobrze wiedział, że on nie
ma już szans na tron; nie po porażce jaką zaznał kilkanaście lat temu. W jego
planach było jednak zobaczenie swojego nazwiska na tronie, a jedyną na to
szansą był właśnie Cana.
Cana już otwierała usta
żeby coś powiedzieć, ojciec wstał jednak, podszedł do niej i powiedział:
-Nie obchodzi mnie jak to
zrobisz, naprawdę. Zapłać im, zabij kogoś, daj sobie zrobić bachora… Mam to
gdzieś. Dla mnie liczy się efekt, a nie widziałem go od siedmiu lata. Póki nie
widze u Ciebie żadnego progresu, nie uważam cię za moją córkę.
Ominął dziewczynę jeszcze
raz pogardliwie patrząc na jej splątane włosy sięgające pasa, skórzane, brązowe
spodnie do kolan i beżową, ubłoconą, luźną koszulę, których nie powstydziłby
się najbiedniejszy wieśniak, splunął i wyszedł.
_____________________________________________________
Wybaczcie kilkudniowe opóźnienie, ale ostatnio jestem niemal tak zakręcona jak akcja tego rozdziału, także jak nie będziecie czegoś ogarniać to służę pomocą, ale liczę na Waszą cierpliwość, bo wszystko wyjdzie w praniu :)
~SAIOFRE~